Wroński - Hoene Józef
ur: 23 sierpnia 1776 Wolsztyn - Polska
zm: 8 sierpnia 1853 w Neuilly-sur-Seine - Franca
W historii matematyki do końca wieku XIX należy wymienić czterech matematyków polskich, którzy wnieśli poważniejszy wkład w rozwój matematyki; Witelona, Adama Kochańskiego, Jana Śniadeckiego i Józefa Wrońskiego. Najwybitniejszy z nich był Wroński. Uczony ten urodził się w Wolsztynie (Wielkopolska) w roku 1776. Ojciec jego Hoene - Czech z pochodzenia - był człowiekiem wykształconym i zamożnym. Józef początkowo ukończył Korpus Kadetów w Warszawie i otrzymał stopień porucznika w artylerii narodowej. Wyróżnił się w walkach przeciwko oblegającym Warszawę Prusakom. Brał udział w bitwie pod Maciejowicami, gdzie dostał się do niewoli. W 1795 r. wstąpił do armii carskiej; służył w niej dwa lata w stopniu majora, później podpułkownika. Co skłoniło młodzieńca do takiego kroku, nie wiadomo, wiadomo natomiast, że na wieść o tworzeniu się Legionów Polskich wystąpił z armii rosyjskiej i wyjechał do Niemiec. W ciągu dwu lat poznał bujnie rozwijającą się wówczas filozofię niemiecką. I znów w roku 1800 obowiązek skłonił go do wyjazdu do Francji, by bogatą już wtedy swą wiedzę oddać na usługi kraju. Po krótkim pobycie w Paryżu wyjechał do Marsylii, gdzie wstąpił do Legionu Polskiego. Pobyt w Marsylii wywarł duży wpływ na dalsze koleje jego losu. Hoene-Wroński odrzucił ostatecznie myśl o karierze wojskowej lub dyplomatycznej i postanowił poświęcić się pracy naukowej. Pracował w różnych gałęziach wiedzy. W Marsylii powstały pierwsze jego prace naukowe, tu powstały zarysy jego przyszłych, pisanych wyłącznie po francusku, prac zmierzających do zreformowania ludzkiej wiedzy, a w zakresie matematyki do powiązania wszystkich jej gałęzi (można dopatrzyć się w nich zaczątków analizy funkcjonalnej). Zaszczyty, jakie go spotykały ze strony miejscowego środowiska kulturalnego (został członkiem-korespondentem towarzystwa naukowego Marsylii, tzw. Akademii, oraz sekretarzem generalnym Towarzystwa Lekarskiego), nie zaspokoiły ambicji Wrońskiego. W drugiej połowie roku 1810 wyjechał do Paryża, gdzie, pomijając krótkie wyjazdy do Anglii, Belgii i Niemiec, zamieszkał na stałe. Odtąd życie jego jest całkowicie wypełnione pracą. ?Żelazna jego natura - pisze Dickstein w ponad 300-stronicowej biografii o Wrońskim - wymagała niewiele snu i pożywienia, do pracy zasiadał od wczesnego ranka i dopiero po kilkugodzinnym zajęciu przyjmował posiłek mówiąc: "Dzień swój zarobiłem". Pozostawił ogromną liczbę prac z matematyki, filozofii, fizyki i nauk technicznych. Gdy po śmierci grono jego przyjaciół czyniło próby ogłoszenia drukiem wszystkich jego dzieł (wiele pozostało w rękopisach), to okazało się, że stanowiły one dziesięć 800-stronicowych tomów. W trzynaście lat po śmierci Wrońskiego Towarzystwo Nauk Ścisłych w Paryżu, którego celem było skupienie polskich sił naukowych, rozpisało konkurs na ocenę jego prac. Wśród przyczyn, że na rozpisany konkurs zgłoszono tylko jedną pracę, że dzieła Wrońskiego, poza skromnym gronem jego wielbicieli, nie cieszyły się powodzeniem, należy wymienić obok nieuwzględnienia osiągnięć ówczesnych matematyków i utrudnionej czytelności (z powodu nadmiernej ilości uogólnień oraz łączenia pojęć natury matematycznej i filozoficznej) również, cechujący Wrońskiego, nieprzyjemny, bezwzględny kult własnych tez. kult wykluczający wszelką krytykę. Warto zaznaczyć, że za swego życia nie spotkał się z krytyką, która, poza wskazaniem momentów niejasnych, może nawet niezbyt ścisłych w jego pracach, wyłowiłaby również pomysły naprawdę genialne.
Imię Hoene - Wrońskiego trwale zapisało się w teorii równań różniczkowych; zwrócił on po raz pierwszy uwagę na wyznacznik funkcyjny, odgrywający podstawową rolę w teorii równań różniczkowych zwyczajnych liniowych. Wyznacznik ten został na jego cześć nazwany wyznacznikiem Wrońskiego albo wrońskianem . Życie Wrońskiego było długie (umarł 9 sierpnia 1853 r. w Paryżu), ale i trudne. Był taki okres, że dla ratowania chorej żony zmuszony był sprzedać własne buty. Na krótko przed zgonem snuł jeszcze plany swych prac, a kilka dni przed śmiercią, przeczuwając, że zbliża się - rzekł: "Boże... ja miałem tyle jeszcze do powiedzenia".